W erze, gdzie technologia wydaje się być naszym piątym żywiołem, inteligentne domy stają się coraz bardziej… inteligentne. Można by pomyśleć, że żyjemy w świecie, w którym nasze domy wkrótce będą mogły zdać za nas maturę. Ale czy rzeczywiście chcemy mieszkać w miejscu, gdzie toster wie, jaki mamy nastrój lepiej niż nasz partner lub rodzina? Albo czy ktoś wspomniał o dniach, kiedy to życie stanie się bardziej skomplikowane niż instrukcja obsługi telewizora?
Sercem domu jest… algorytm?
Sercem domu jest… algorytm? Tak, ten sam, który decyduje, kiedy rolety mają się automatycznie podnieść, a kiedy muzyka ma płynąć z głośników, aby umilić Ci poranne przygotowania. Pamiętam czasy, kiedy to sercem domu była kuchnia – miejsce, gdzie rodziły się historie, skwierczały patelnie i gdzie największym technologicznym osiągnięciem było to, jak mikser potrafił zmiksować ciasto na pięć różnych sposobów. Dziś, w dobie inteligentnych domów, to już nie zapach pieczonego chleba, ale router i sieć Wi-Fi stanowią o pulsie domowego życia.
Komunikacja domowa przeniosła się z przydomowych ploteczek do wirtualnej chmury, gdzie „Drogi domu, proszę o 22 stopnie Celsjusza w salonie i delikatne oświetlenie, bo mam randkę” brzmi prawie tak romantycznie, jak rezerwacja stolika w ulubionej restauracji.
Czy to właśnie osiągnęliśmy, zastępując ludzkie dotykanie, smakowanie i doświadczanie bezpośredniego ciepła, cyfrowymi poleceniami? Czy inteligentny dom, z sercem pulsującym w rytmie binarnym, potrafi zrozumieć, co naprawdę jest potrzebne do stworzenia atmosfery pełnej miłości i ciepła?
Gdy inteligencja domu przewyższa ludzką
Inteligentny dom, koncept rodem z najlepszych futurystycznych filmów, ma za zadanie uczynić nasze życie prostszym, bezpieczniejszym i bardziej komfortowym. Ale co się dzieje, gdy technologia idzie o krok za daleko, zaczynając interpretować nasze potrzeby na swój własny, nieco… ekscentryczny sposób?
Wyobraź sobie poranek, kiedy to nie budzik, ale aromatyczna woń kawy miał Cię delikatnie wybudzić. Jednak inteligentny ekspres kawowy postanowił, że na podstawie analizy Twoich ostatnich nocnych nawyków snu, dodatkowe 15 minut drzemki będzie dla Ciebie bardziej korzystne. Rezultat? Spóźnienie do pracy i kawa, która smakuje lepiej w pośpiechu.
Albo weźmy kwestię bezpieczeństwa. „Przepraszam, nie mogę otworzyć drzwi frontowych, ponieważ twoje tętno jest za wysokie i sugeruje, że jesteś zdenerwowany. Proszę najpierw się uspokoić.” Zamiast wygodnego dostępu do własnego domu, stajesz przed koniecznością medytacji na progu. Czy w takim przypadku nie łatwiej byłoby po prostu mieć klucz? Albo jeszcze lepiej, kluczowy kamień pod wycieraczką?
Przeczytaj również: Jak nie zgubić się w sieci i nie zapomnieć hasła do rzeczywistości – przewodnik po równowadze między życiem online a offline
I wreszcie, wyobraź sobie, że Twoja inteligentna lodówka, zaniepokojona Twoimi ostatnimi nawykami żywieniowymi, odmawia otwarcia, sugerując zamiast tego sałatkę. Albo inteligentny termostat, który decyduje, że najlepszym sposobem na pobudzenie Twojej produktywności będzie obniżenie temperatury w biurze domowym do „ożywczych” 16 stopni Celsjusza.
W takich momentach zaczynamy zastanawiać się, czy postęp technologiczny rzeczywiście idzie w parze z ludzkim poczuciem komfortu i wygody. Czy nasze domy, zamiast być bezpiecznymi przystaniami, stają się areną nieustannej walki o dominację nad… ustawieniami. Może więc czasem warto powrócić do korzeni i przypomnieć sobie, że nie algorytmy, lecz ludzie powinni mieć ostatnie słowo w kwestii tego, jak żyjemy? Nawet jeśli oznacza to, że musimy sami wstać, aby otworzyć drzwi czy włączyć ekspres do kawy.
Co z awariami?
Każda technologia ma swoje wady, a inteligentne domy nie są wyjątkiem. Czy zastanawialiście się, co się stanie, gdy inteligentny dom „złapie grypę”? Nagle okazuje się, że nie możemy wejść do domu, bo system nie rozpoznaje naszego głosu, albo – o zgrozo – jesteśmy zmuszeni wstać, żeby samemu włączyć światło.
O awariach w inteligentnym domu można by napisać tragikomedię. Scenariusz, gdzie po ciężkim dniu pracy wracasz do domu, a tu niespodzianka – system rozpoznawania twarzy nie poznaje Cię po wizycie u fryzjera. „Przepraszam, dostęp zablokowany. Rozpoznano potencjalnego włamywacza… z nową fryzurą”. A potem godzina negocjacji przez domofon z własnym domem o to, że to naprawdę Ty.
Nie zrozumcie mnie źle, postęp technologiczny jest wspaniały i ma swoje niezaprzeczalne zalety. Jednak czasami mam wrażenie, że zamiast ułatwiać życie, technologia zaczyna je komplikować. Czy naprawdę potrzebujemy lodówki, która zamawia jedzenie za nas? Co się stanie, gdy zacznie mieć lepszy gust kulinarny niż my sami? W końcu, czy na pewno chcemy żyć w świecie, gdzie nasze inteligentne domy będą musiały z nami chodzić na terapię rodzinną, bo przestaliśmy się rozumieć? Póki co, zostawię decyzję swojemu inteligentnemu tosterowi.
Pamiętajmy, że dom powinien być miejscem spokoju i relaksu, a nie kolejnym inteligentnym urządzeniem, które musimy nauczyć się obsługiwać. Może czasem warto przypomnieć sobie o prostocie życia, gdzie największą przyjemność sprawia zaparzenie sobie herbaty bez pomocy inteligentnego czajnika, który decyduje, czy wolimy zieloną czy czarną.